środa, 22 kwietnia 2015

00.Co on tu robi?!


Obudził mnie głośny i nieprzyjemny dźwięk budzika. Nakryłam głowę poduszką starając się ignorować znienawidzony przedmiot, który od zawsze wyłącza się kiedy chce. Niestety, do osób cierpliwych nie należę, więc już po paru sekundach usiadłam na łóżku, patrząc z wyrzutem na małe, czerwone diabelstwo, leżące na półce. 
Gdy na moich stopach znalazły się puchowe, różowe i szczerze mówiąc paskudne kapcie, budzik ucichł a ja odetchnęłam z ulgą. Jak ja nie lubię poranków! 
Leniwie otworzyłam szafę. Wyciągnęłam białą koszulkę i czarną, skórzana spódnice. Ach, minimalizm.
Kiedy chciałam wyjść z pokoju, by odświeżyć się w łazience przypomniałam sobie, że dzisiejszy dzień nie jest jednym ze zwykłych piątków, a datą, która zostanie w mojej głowię na zawsze.(A przynajmniej na dłuższy czas).

sobota, 18 kwietnia 2015

Post informacyjny


Cześć wszystkim! 
Rozdziału nie było bardzo długo. Starałam się go napisać, ale nie miałam pomysłu. 
Postanowiłam, że zakończę pisanie tego opowiadania. No cóż, wszystko się kiedyś kończy. 
Jednak uszy do góry-Blog zostaje. 
Będę pisać go dalej, jednak z zupełnie nową historią.
Postacie, oraz ich imiona i nazwiska pozostaną nienaruszone. Przybędzie wiele nowych bohaterów. 
Zmienią się jednak sytuacje rodzinne i  fabuła. 
Zmiany zaczęłam od nowego wyglądu, z zupełnie innej szabloniarni. Oczarował mnie. 
Prolog rozpocznę pisać dziś. Zakładki będą w budowie. 
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli. 
Będziesz czytała/czytał? Zostaw komentarz pod tym postem! :) 
Może to być zwykła kropka.
No to jak? Do zobaczenia! ♥

sobota, 7 marca 2015

Rozdział 3

"Sedno radości życia, tkwi w tym, że życie może nas 
zaskakiwać."
~Frank Herbert "Dzieci Dziuny"

 Następnego dnia po szkole poszłam z Elise na wycieczkę po mieście. Obiecałam Liam'owi i Miley że będę przed osiemnastą, by zjeść obiad i zrobić lekcje. 
Od razu po ostatniej lekcji jako pierwsze pobiegłyśmy do szatni. Ubrałyśmy się i gdy miałyśmy już wychodzić na zewnątrz na moją nową koleżankę wpadł jakiś chłopak. Wszystko wypadło jej z torebki którą, niestety, zostawiła otwartą. 
-Przepraszam, Elise. Już Ci pomogę, czekaj...-uklęknął na ziemi i zaczął zbierać porozrzucane zeszyty. 
-O, Niall...-wydukała wkładając piórnik do torby.-Em, nie, nic się nie stało, jasne. Dzięki za pomoc.
Gdy wszystkie przedmioty znalazły się na swoich miejscach blondyn uśmiechnął się do nas po czym szybko pobiegł w stronę szatni. 
-Kto to?-zapytałam gdy wychodziłyśmy. 
-Niall Horan. Lat osiemnaście. Gra na gitarze. Urodzony 13 września 1996. Pochodzi z Irlandii. Podobno jego hobby to rysowanie ale nikomu o tym jeszcze nie powiedział.-wyrecytowała. 
-Wow, wiesz o nim strasznie dużo! Przyjaźnicie się? 
-Cudem jest, że pamiętał jak mam na imię.-odparła speszona. 
-Wydaje się fajny.
-I jest fajny.
-Podoba Ci się, mam racje?
-Nie, nie! Co ty mówisz? Oczywiście, że nie! To nie moja liga...
-Jasne, jasne.-mruknęłam pod nosem ale myślę, że to usłyszała, bo przewróciła oczami. 
 W pobliskim kiosku kupiłyśmy dwa bilety autobusowe i powędrowałyśmy na przystanek. Gdy nasz bus podjechał wsiadłyśmy do niego. Przez całą drogę patrzyłam przez okno. O mamuniu, ale tu jest wspaniale! Gdyby nie obecność Elise to zapewne jeździłabym tak cały dzień oglądając to cudowne miasto. 
-Dobra jesteśmy w centrum. Czy jesteś głodna? Niedaleko stąd jest dobra budka z hot dogami.-powiedziała brunetka gdy wysiadłyśmy.
-Ok.-pokiwałam twierdząco głową.-Lepiej chodźmy bo mój brzuch domaga się jedzenia.
Po chwili przechadzałyśmy się uliczkami Londynu jedząc, przyznaje mało oryginalne, parówki w bułkach. Mimo wszystko nie były takie złe. Poszłyśmy na Brompton Roa bym zobaczyła Big Ben.
Elise trochę mi o nim opowiedziała. Mówiła bardzo profesjonalnie, jakby robiła to codziennie. Ani raz się nie zawahała. Zrobiłyśmy też parę zdjęć.
Gdy wracałyśmy zaczął padać deszcz. Przyśpieszyłyśmy kroku. Do przystanku było dość daleko więc weszłyśmy do kawiarenki na którą trafiłyśmy. Postanowiłyśmy wyjść gdy przestanie padać. 
Usadowiłyśmy się w przytulnym rogu kawiarni i zamówiłyśmy cappuccino. Nasza rozmowa kręciła się w okół ślicznej, czarnej sukienki którą widziałyśmy w witrynie jednego ze sklepów które miałyśmy. 
-Hej, Elisiu!-usłyszałyśmy męski głos. Gdy się odwróciłyśmy naszym oczom ukazał się wysoki brunet. 
-O, Zayn!-uśmiechnęła się.-Ty nie z Victorią? No, co tak stoisz? Dosiądź się do nas. 
-My się chyba jeszcze nie znamy.-zwrócił się do mnie siadając.-Jestem Zayn. 
-Alexandra.-przedstawiłam się nieśmiało. 
-Och, to ty jesteś ta nowa?-bardziej stwierdził niż zapytał.-Vicki coś o Tobie wspomniała. 
-Tak. Wczoraj przyjechała z Nowego Jorku.-odpowiedziała za mnie.-Dlaczego nie jesteś z Victorią?
-Szczerze mówiąc sam nie wiem. Powiedziała że idzie się z Tobą spotkać.Widocznie nie przewidziała, że się spotkamy.
-Czyli znowu siedzi na siłowni.-westchnęła.-Zasłabnie tam.
-Nie mów mi, że dziś też nic nie jadła...-zbladł Zayn.
-Na to wygląda. Wstąp lepiej do jej osiedlowej siłowni i zobacz, jak się trzyma.-doradziła Elise.
-Masz racje.-wstał po czym popatrzył na mnie i dodał.-Miło było Cię poznać. 
-Wzajemnie.-delikatnie się uśmiechnęłam. 
Brunet wyszedł. My jeszcze chwile posiedziałyśmy dopijając kawę. Spojrzałam za szybę. Przestało padać. Wspólnie zapłaciłyśmy i opuściłyśmy kawiarnie. 
~.~
Po wyjściu z Elise wróciłam do domu. Zjadłam obiad który przygotowała dla mnie Miley i zrobiłam zadania domowe których było dziś niewiele. 
Liam i Mils pojechali na zakupy by wypełnić lodówkę. Zostałam więc z Blue. Siedziałam z kotem w swoim pokoju. Z pod poduszki wyciągnęłam dziennik i postanowiłam, że przeczytam następny wpis. 

13 marca 2013 rok.
Dzisiejszy dzień spędziłam z Harry'm. Zaraz po szkole, ze względu na piękną pogodę poszliśmy do parku. Siedzieliśmy na kocu który Hazz rozłożył na trawie. Rozmawialiśmy o Margaret Stone. Niedawno przyszła do naszej szkoły i już zdążyłam ją znielubić. W sumie, miałam ku temu powody. Śmieje się z wszystkich i macha tymi swoimi czarnymi włosami (które, niestety, są bardzo ładne).
Nie wiem, dlaczego uważa się za lepszą. Figury ładnej nie ma, jej twarz też za piękna nie jest. O co jej chodzi? Harry uważa że chce pokazać, że jest pewna siebie. Nie wiem, czy to dobry sposób... 
Przekonaliśmy się też, że jest bardzo agresywna. Amanda, wychudła szatynka chodząca do
równoległej klasy, była i jest, jej głównym obiektem drwin. Śmiała się z jej ubioru (no cóż, rodzice Amandy to najbogatszych nie należą), figury i piegów. Gdy próbowała się jej przeciwstawić mało brakowało, by się na nią nie rzuciła. Sama boje się Margaret. Gdyby nie Harry, przy którym czuje się bezpiecznie, teraz pewnie prosiłabym tatę by wypisał mnie ze szkoły. Mam jednak nadzieje, że Stone okaże się miłą osobą...

Jutro wybieram się z tatą i Liam'em do muzeum sztuki współczesnej. Bardzo się cieszę, bo uwielbiam tego typu wyjścia. Harry miał z nami iść jednak musiał pomóc mamie w domu. Pani Styles poznała ostatnio jakiegoś mężczyznę. Hazz mówił, że często gdzieś z nim wychodzi. Oboje stwierdziliśmy że partner jej się przyda. Od śmierci Avana, ojca Harry'ego, nie spotykała się z żadnym mężczyzną. 
Wczoraj pisałam o zdjęciach które znalazłam. Jedno z nich oprawiłam sobie w ramkę. Leży na stoliczku, obok mojego łóżka. Jest naprawdę śliczne. Jestem na nim ja, tata i mama z Liam'em. Stoimy na plaży a za nami widnieje morze. Ach, tak bardzo chciałabym pojechać nad morze... 
Chyba za bardzo się rozmarzyłam. 
Muszę już kończyć gdyż tata woła mnie na kolacje. Dziś upiekł pizze więc nie chce, by wystygła. 
Na koniec wklejam zdjęcie które zostało zrobione dziś, przed naszym domem.  Do jutra!   

To, co dziś przeczytałam bardzo mnie zaniepokoiło. Margaret agresywna, niemiła? Nie, nie! Na pewno nie! Kusiło mnie by przeczytać następny wpis ale się powstrzymałam. Obiecałam sobie, że będę czytać jedną notkę dziennie i zamierzam dotrzymać obietnicy. 
Zdjęcie, które było przyklejone do dołu strony było naprawdę śliczne. Postanowiłam, że zadzwonię do Harry'ego. Wczoraj, zanim się położyłam, rozmawialiśmy. Był jednak bardzo zmęczony i umówiliśmy się, że pogadamy jutro. 
Wzięłam do rąk telefon i wybrałam numer. Po paru sekundach odebrał. 
-Hej, Alex! Właśnie miałem do Ciebie dzwonić. 
-No cześć. Co tam u Ciebie?
-Dobrze. Byłem dziś z Margaret w parku na spacerze z jej psem. A u Ciebie? Opowiadaj: Jak jest w Londynie?
-Och, świetnie! Poznałam pewną dziewczynę. Ma na imię Elise. Jest bardzo miła. Pokazała mi trochę Londynu. Jest jeszcze Victoria. Jej jednak jeszcze nie zdążyłam dobrze poznać. 
-A co z chłopakami? 
-Jestem tu trzeci dzień, nie przesadzajmy!
-No nie wiem, z Tobą bywa różnie. 
-Bardzo śmieszne! Posłuchaj... Pamiętasz ten dziennik, który dałeś mi w dzień mojego wyjazdu?
-No oczywiście. Tak źle jeszcze ze mną nie jest! Chyba...
-Harry, to ważne. Nie żartuj sobie...
-Dobra, dobra. Mów o co chodzi bo zaczynam się martwić. 
-Czy Margaret była kiedyś agresywna? Przeczytałam dziś drugi wpis.
-Eh, Alex... Nie wiedziałem, że pisałaś od dnia, kiedy dołączyła do naszej klasy...
-Och, czyli była... Powiedz mi, o co chodzi? Z tego co pisałam, nie zapowiadało się na to, by nasza relacja mogła skończyć się przyjaźnią.
-Na pewno chcesz wiedzieć? Nie wolisz doczytać?
 -Zżera mnie ciekawość.
-No dobrze. Margaret była agresywna, racja. Na początku tego nie zauważała. Myślała że wszystko z nią w porządku. Zaczęło nam się robić jej żal i zaproponowaliśmy jej psychologa. Najpierw nie chciała nas słuchać ale potem...
-Dobra, tyle chciałam wiedzieć. Dzięki. 
Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas. Dowiedziałam się, co wydarzyło się w naszej szkole od mojego wyjazdu. Harry powiedział, że Margaret chciała się ze mną skontaktować ale telefon wpadł jej do toalety i aktualnie jest w naprawię. 
Gdy akurat skończyłam rozmowę do pokoju wszedł Liam i powiedział że kolacja jest już na stole. 
Sam ją przygotował, gdyż Miley musiała pojechać do brata który mieszka na drugim końcu miasta. 
Muszę przyznać, że jajecznica którą zrobił mój brat była całkiem dobra. Streściłam mu wyjście z Elise a on opowiedział mi parę śmiesznych historii ze swojej pracy. Poruszyliśmy nawet temat nietolerancji jaka panuję na świecie. Lubię takie poważne rozmowy. Fajnie jest posłuchać czyjegoś zdania. Gdy szłam się wykąpać Liam powiedział, że jutro wieczorem przychodzą do nas rodzice Miley. Poprosił, bym ubrała się jakoś elegancko bo chcę, bym brała udział w kolacji. 
Nie chciałam zawieść brata więc gdy tylko weszłam do pokoju postanowiłam przygotować sobie strój na jutro. Nie miałam wielu eleganckich ubrań ale jakoś sobie poradziłam. Po paru minutach udało mi się znaleźć prostą, elegancką sukienke. Miałam ją na sobie na urodzinach taty w 2013 r. 
Powiesiłam ją na wieszaku. Po kąpieli postanowiłam spakować się i położyć. Tak też zrobiłam. 
~.~
Dziś do szkoły miałam na ósmą. Liam zaczynał pracę o dziewiątej więc uznał że poświęci się i zbierze na czas. Mówiąc szczerze chyba nie miał wyboru... 
Wykonałam poranną toaletę i ubrałam się w przygotowane wczoraj ubrania. Zjadłam płatki z mlekiem i w pośpiechu umyłam zęby. Chwilę później byłam z bratem w samochodzie.
W szkole wszyscy mówili dziś o dyskotece szkolnej. Podobno miała odbyć się w piątek. Elise była jakaś dziwnie cicha więc rozmawiałam z Victorią którą postanowiła nam dziś towarzyszyć. Oznajmiła że owszem, wybiera się na tańce. Oczywiście z Zayn'em.
-Elisiu, co tak cicho siedzisz?-Vicki spojrzała na brunetkę przerywając swoją wypowiedź na temat stroju na piątkowy wieczór. 
-Ja? Nie... Wydaje Ci się. Po prostu słucham tego, co mówicie. Nie mam nic do powiedzenia w tym temacie.-odparła dziewczyna.
W myślach stwierdziłam, że myśli o Niall'u. Widocznie chciałaby z nim iść. Widać, że jej się podoba. Ja sama nie wiem, z kim chciałabym wybrać się na tańce. Nie zastanawiałam się.
Na pierwszej lekcji mieliśmy godzinę wychowawczą. Nauczycielka wydawała się być miła. Była rudą, wysoką kobietą o dość szerokich biodrach. Ubrana była w czarną, ołówkową spódnice i lawendową koszulę oraz białe baleriny. Krótko mówiąc: Była ładna. 
-Chłopcy, liczę, że zaprosicie dziewczyny i że żadna nie będzie szła sama.-z uśmiechem zakończyła temat o dyskotece. 
Wydawało mi się, że Louis w dalszym ciągu mi się przygląda. Nie wiem, może jestem przewrażliwiona. Omówiliśmy jeszcze parę spraw związanych z naszą klasą. Gdy zadzwonił dzwonek na przerwę wszyscy wyszli z sali zostawiając w niej plecaki gdyż mieliśmy mieć w niej następną lekcje. Elise zaczęła boleć głowa więc poszła z Vicki do higienistki. Poszłabym z nimi jednak musiałam skorzystać z toalety.
Gdy to zrobiłam chciałam znaleźć dziewczyny i zorientować się, jak Eli się czuje.Niestety, nie wiedziałam gdzie jest gabinet pielęgniarki. Jeszcze nie zdążyłam oswoić się z nową szkołą.
-Przepraszam-zagadnęłam nieśmiało Louis'a który akurat przechodził. Na korytarzu nie widziałam nikogo innego "znajomego".-czy wiesz gdzie jest gabinet higienistki? 
-Jasne.-uśmiechnął się.-Mogę Cię zaprowadzić... Chciałabyś?
-Tak, oczywiście.-pokiwałam twierdząco głową. 
Czułam się trochę nieswojo ale cieszyłam się, że zgodził mi się pomóc. 
-No więc... Jak podoba Ci się nasza szkoła?-zagadnął.
-Hm, podoba mi się tu. Ludzie wydają się mili.
-Bo tacy są. Zwłaszcza ja.-szeroko się uśmiechnął.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć więc krzywo się uśmiechnęłam. 
-W ogóle chyba się nie poznaliśmy... Jestem Louis. Najprzystojniejszy i najfajniejszy chłopak w szkole.
-Tak, bardzo.-prychnęłam po czym ugryzłam się w język. Chyba nie powinnam tego mówić...
-Czy ty negujesz moją fajność?-uniósł jedną brew.
-Nie, no skądże! Ja...
-Spokojnie.-zaśmiał się.-Przecież tylko żartuje! Ale... Spodobałaś się mi. Chciałabyś iść ze mną na piątkową dyskotekę?
-Em, no... Tak, pewnie.
-Louis Tomlinson Cię zaprosił, czuj się zaszczycona.-parsknął.-Wybacz, chyba Cię zawstydziłem. Dasz mi swój numer?-pokiwałam twierdząco głową. 
Podyktowałam mu numer po czym poszliśmy do sali gdyż zadzwonił dzwonek. 
~.~
Przepraszam za tak długą nieobecność. Teraz powracam z rozdziałem 3. Wybaczcie, jest dość krótki. 
Zmieniłam wygląd bloga, strasznie mi się podoba. Mam nadzieję, że Wam też. 
4 komentarze-następny rozdział 

niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 2

"Wszyscy rodzimy się wariatami. 
Niektórzy pozostają już nimi."
~Samuel Buckett "Czekając na Godota"
 Lot do przyjemnych nie należał. Turbulencje, zapach fistaszków i jeszcze ten sztuczny głos stewardessy. Gdy wylądowaliśmy byłam bardzo szczęśliwa. Pierwszy raz cieszyłam się, że będę w Londynie. 
Zabrałam bagaże i zaczęłam szukać wzrokiem brata. Stał przy czarnym samochodzie. Patrzył w ekran komórki. Postanowiłam że do niego podejdę. Sama się sobie dziwie że go rozpoznałam. Z drugiej strony to mój brat więc to chyba normalne... No nie ważne. Gdy byłam parę kroków od niego podniósł oczy znad telefonu. Uśmiechnął się szeroko. Podszedł bliżej i mocno mnie przytulił. 
-Alex, tak dawno się nie widzieliśmy.-bardzo mocno mnie przytulił. 
-Dusisz...-wyszeptałam. Serio, czułam się jakbym była ściśnięta przez dwie betonowe ściany. 
-Wybacz.-podrapał się w tył głowy.-Daj, wezmę twoje walizki. 
Gdy mój bagaż, i my, byliśmy już w aucie, Liam ruszył. Londyn jest wspanialszy niż myślałam. Big ben zapiera dech w piersiach! Jazda była przyjemna mimo, że jechaliśmy w ciszy. Mój brat chyba zapomniał włączyć radio... 
Stanęliśmy przed ładną, kremową kamienicą. Gdy byliśmy w środku Liam szedł przede mną dalej trzymając mój bagaż. Dojście do jego mieszkania zajęło nam dość dużo czasu gdyż było na przedostatnim piętrze. Już na progu poczułam piękny zapach, przypominający pieczonego kurczaka. Było to bardzo dziwne gdyż Liam nigdy nie miał talentu do gotowania. 
-Jesteśmy, kochanie!-krzyknął szatyn odwieszając płaszcz na wieszak. Mi też pomógł ze ściągnięciem mojego. 
Kochanie? To on nie mieszka sam? Super, będę przeszkadzać jemu i jego dziewczynie. Już gdy brat prowadził mnie do kuchni czułam się niechciana. 
-To jest Miley.-Liam wskazał na ładną szatynkę myjącą w zlewie talerze.-Moja dziewczyna. 
-O cześć, Złociutka!-dziewczyna oderwała się od pracy i ucałowała mnie w oba policzki.-Już nie mogłam się doczekać, by poznać siostrę Liamka. 
-Dzień dobry.-wydukałam nieśmiało.-Jak tu pięknie pachnie...
-Miło, że zauważyłaś.-uśmiechnęła się.-Robię nadziewanego kurczaka. Mam nadzieje, że lubisz. Pewnie jesteś głodna po podróży. Mięso będzie dopiero za godzinkę więc teraz naleje Ci zupy jarzynowej, dobrze? 
Pokiwałam twierdząco głową. Miley powiedział, bym usiała przy stolę. Podała mi łyżkę a po chwili talerz zupy. Wysłała Liama na zakupy a sama zaczęła krzątać się po kuchni. Już ją polubiłam. 
-Jak minął Ci lot, kochana?-zapytała gdy byłam w trakcie jedzenia.-Ja osobiście samolotów nie lubię, śmierdzi tam orzechami. Mam na nie uczulenie.-uczulenie na orzechy, ma u mnie kolejnego plusa. 
-To tak jak ja.-odłożyłam na chwilkę łyżkę.-Lot nie był zbyt przyjemny, jeśli mam być szczera.
-Rozumiem. Wiem, jakim problemem była dla Ciebie zmiana miejsca zamieszkania. Ja też przez to przechodziłam.-westchnęła.-O, już zjadałaś! Musiałaś być bardzo głodna. Ale to dobrze. Smakowało Ci?
-Tak, było pyszne.-wyciągnęła rękę, więc podałam jej pusty talerz który szybko chwyciła.-Pani tu mieszka?
-Słoneczko, nie zwracaj się do mnie "pani", bardzo Cię proszę. Wole Miley albo Mils. Nie, nie mieszkam tu. Mimo to, spędzam tu wiele czasu. Gdy by nie ja Twój brat żywił by się zupkami chińskimi. 
-Wiem, misiu i bardzo Ci za to dziękuje.-zaśmiał się Liam który właśnie wrócił z zakupów. 
Spędziłam bardzo miłe po południe. Było bardzo rodzinnie. Miley jest dla mnie bardzo miła i opowiada prześmieszne żarty i historię których z chęcią słuchałam. A jak dobrze gotuje! Z bratem też się dobrze dogaduję. Jest taki, jakiego go zapamiętałam: miły, zabawny i sympatyczny. Gdy odchodziliśmy od stołu była osiemnasta. Liam zaproponował byśmy we trójkę oglądnęli film. Mils od razu się zgodziła. Ja powiedziałam, że najpierw się wykąpie i rozpakuje a potem do nich dołączę. 
Wspólnie pokazali mi, gdzie jest łazienka. Zabrałam piżamę i poszłam się wykąpać. Otworzyłam białe, drewniane drzwi. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu . Było bardzo ładne. Czuję tu kobiecą rękę Miley. Ściągnęłam spodnie i t-shirt oraz skarpetki. Następnie zdjęłam bieliznę i wskoczyłam do wanny. Nalałam do niej płynu który wcześniej pokazał mi brat i oznajmił, że jest on do mojej dyspozycji. Miał intensywny, kwiatowy zapach który mi się spodobał. Kąpiel nie zajęła mi więcej niż dwadzieścia minut. Wytarłam się ręcznikiem i włożyłam na siebie przylegające do ciała  spodnie z dresowego materiału i niebieską bluzkę na ramiączkach. Szczoteczkę i pastę miałam już kupioną w New Yorku. Umyłam więc twarz i uczesałam włosy. Dopilnowałam, by wszystko wyglądało tak, jakby mnie tu nie było i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Miley chyba też szła załatwić wieczorną toaletę bo mijając mnie w korytarzu trzymała ręcznik. Chyba zauważyła, że jestem trochę zdezorientowana więc pokazała mi mój pokój a sama poszła do łazienki. Na komodzie leżały już moje książki do szkoły oraz czarny piórnik i biała torba na przybory. Trochę się rozpakowałam. Pamiętnik, który cały lot leżał w walizce schowałam pod poduszkę i uznałam, że poczytam go przed spaniem. Wyszłam z pokoju i usadowiłam się na kanapie. Liam prażył popcorn a mały, szary kotek o puszystym futerku wyskoczył na moje kolana. Nie wiedziałam, że mają jakiekolwiek zwierze ale koty bardzo lubię. 
-To Blue-wyjaśnił mój brat stawiając miskę z prażoną kukurydzą na stoliczku, przed kanapą. Imię futrzaka pochodzi chyba od jego dużych, niebieskich oczu.-Ma rok. Dostałem go od znajomego którego kotka się okociła. Jakieś dwa miesiące temu. Kochany, prawda?
-Tak, jest uroczy.-podrapałam kotka za uszami.-Już go lubię. 
Liam usiadł obok mnie i delikatnie przejechał dłonią po grzbiecie kota a ten zamruczał i zmrużył oczy. Mils, ubrana w bardzo ładną koszule nocną również zasiadła obok mnie opierając się o bok kanapy. Pachniała jabłkiem, osobiście uwielbiam ten zapach. Szatynka wzięła do ręki garść popcornu i wpakowała ją sobie do ust. Za pomocą pilota uruchomiła telewizor. Na ekranie pojawiły się napisy początkowe. 
~.~
Zostałam obudzona przez Liama około ósmej. O dziwo, nie byłam w swoim łóżku a na kanapie. Widocznie zasnęłam podczas oglądania. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się.  Przed lustrem, które wisiało w moim pokoju wykonałam nieco mocniejszy makijaż niż radziła mi Margaret. No cóż, wole nieco mocniej podkreślać oczy. Nie, nie pomalowałam się wyzywająco. Nie lubię mocnego makijażu. Z resztą do szkoły chyba nie wypada, zwłaszcza w pierwszy dzień. "Mocniejszy makijaż" polegał na nałożeniu innego, mocniejszego tuszu, to wszystko.Ubrana i umalowana zasiadłam przy stolę i zjadałam tosty z białym serkiem. Liam zrobił mi też nie za mocną kawę. Po posiłku szybko spakowałam plecak. Pierwszą lekcją był W-F. Z walizki (muszę w końcu wszystko wypakować) wyciągnęłam czarne getry i białą bluzkę z jakimś napisem. Złożyłam wszystko w kostkę i ułożyłam na dnie plecaka. W pośpiechu umyłam zęby (nie chce się spóźnić) i ubrałam płaszczyk. Szatyn czekał już na mnie przy drzwiach. Zeszliśmy po schodach i pojechaliśmy pod szkołę autem. Troszkę padało ale jakoś nie zwracałam uwagi na pogodę. 
-Baw się dobrze.-powiedział gdy wysiadałam z samochodu.
-Dziękuje. Widzimy się o 14:00.-uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek. Odjechał. 
Przyjrzałam się dokładnie nowej szkole. Budynek był ładny, schludny. Otworzyłam przeźroczyste drzwi i weszłam do środka. Korytarz też prezentował się nieźle. Na parterze widniał plan szkoły. Gdy by nie on zapewne błądziła bym po placówce łudząc się, że sala gimnastyczna znajdzie mnie sama. 
Z dotarciem nie było większego problemu. Niestety, spóźniłam się. Szybko przebrałam się w szatni i weszłam na sale, gdzie nauczycielka czytała obecność. Ustawiłam się przy jakiejś brunetce.
-Pitts!-ryknęła wuefistka. 
-Obecna!-pisnęła dziewczyna przy której stałam.
Po przeczytaniu całej listy przyjrzała się mi mrużąc oczy.
-Ty jesteś ta nowa...?-spojrzała na kartkę papieru na której miała (najprawdopodobniej) wypisane imiona i nazwiska uczniów.-Alexandra Collins, tak?
-Tak.-pokiwałam twierdząco głową. 
-Kazałabym powiedzieć Ci coś o sobie ale to nie jest godzina wychowawcza.-burknęła.-Elise, będziesz w parze z nową koleżanką. A ty-wskazała na mnie-Zwiąż włosy gumką. 
Gumką? No extra, Alex. Już chcesz sobie załatwić nieprzygotowanie pierwszego dnia? Jeśli tak, to Ci się udało. 
-Proszę.-szturchnęła mnie brunetka.-Mam dziś dwie. 
-Dziękuje, to bardzo miłe.-uśmiechnęłam się wiążąc włosy frotką, otrzymaną od nowej znajomej. 
Elise bardzo mało mówiła. Mimo to, jej towarzystwo sprawiało mi przyjemność. Matko, ile w tym Londynie przyjaznych ludzi! Wydawała mi się cichą osobą ale na przerwie, moje założenia się nie sprawdził.
-Przyjechałaś z New Yorku, tak? Jak tam jest? Zawsze chciałam tam pojechać! Opowiedz, proszę.-mówiła prowadząc mnie przez korytarz, do sali w której mieliśmy mieć matematykę. 
-Em, no chyba fajnie. Z tego co pamiętam...-wymamrotałam. 
-Jak to? Przecież tam mieszkałaś! Jak można nie wiedzieć, jak jest w mieście, w którym mieszka się od urodzenia?-zdziwiła się. 
W odpowiedzi opowiedziałam jej o wypadku, Harrym, Margaret i przykrej sytuacji rodzinnej. Po wysłuchaniu mnie spojrzała na mnie, jakbym przed chwilką oznajmiła jej, że urodziła mnie syrenka. 
-Jeju, jak ty dużo przeszłaś!-westchnęła z zachwytem.-No ale... Londyn Ci się spodoba! Mówię Ci, widziałaś już Big Bena? 
-Nie, przyjechałam wczoraj.
-To może, jutro po lekcjach razem się wybierzemy. W ogóle, pokaże Ci Londyn!
-To dobry pomysł, uzgodnię to z bratem. 
-Usiądziemy razem?-zapytała gdy rozległ się dzwonek na lekcje.
-Jasne.-uśmiechnęłam sie. 
Weszłyśmy razem do klasy i zajęłyśmy miejsca na samym końcu. Nauczycielka była wysoką, niezwykle chudą osobą o prawie białej skórze. Miała piegi i niewielkie zielone oczy. 
-Dzień dobry.-powiedziała chłodno.-Jak widzicie, macie nową koleżankę. Alexandro, chodź tu i powiedz coś o sobie. 
Wstałam z miejsca i podeszłam do tablicy. Właściwie nie wiedziałam, co powiedzieć więc gadałam to, co mi ślina na język przyniosła:
-Mam na imię Alexandra, ale wolę, gdy mówi się do mnie Alex. Pochodzę z New Yorku. W Londynie jestem dopiero od wczoraj. Lubię czytać. 
-Dobrze. Możesz usiąść.-skinęła głową a ja usiadłam.-Alexandra miała wypadek. Rok temu straciła przytomność i parę miesięcy temu odzyskała przytomność. Więc bądźcie dla niej wyrozumiali. 
Super! Teraz będę traktowana jak kaleka. Dziękuje, proszę pani. 
Lekcja się zaczęła. Właściwie próbowałam się skupić, ale jakoś mi to nie wychodziło. Powodem był chłopak który co chwilkę się na mnie patrzył. Gdy tylko ja spojrzałam na niego automatycznie odwracał wzrok. 
-Elise.-szturchnęłam dziewczynę w bok.-Kto to?-pokazałam jej szatyna. 
-To Louis. Znam go od podstawówki, to miły chłopak. A dlaczego pytasz?-szepnęła. 
-Mam wrażenie, że cały czas się na mnie patrzy...
Już chciała mi odpowiedzieć ale matematyczka zwróciła nam uwagę prosząc, byśmy nie rozmawiały.  
Na przerwie obiadowej poszłyśmy na stołówkę. Liam mówił, że mam już opłacone obiady. Kucharki nałożyły nam jakąś sałatkę. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików. 
-Hej, Elisiu!-krzyknęła pewna blondynka i przysiadła się do nas.-O, widzę że masz nową koleżankę. 
-Cześć, Vicki. To jest Alex. Przyjechała z New Yorku.-przedstawiła mnie.
-No to witamy w naszej szkole.-dziewczyna podała mi rękę którą uścisnęłam.    
Ja i Elise jadłyśmy ale Victoria niczego nie tchnęła. Bardzo mnie to zdziwiło. Pomyślałam, że może jada obiady w domu. 
-Może chcesz trochę sałatki?-zapytałam nieśmiało. 
-Nie jem. Ale dzięki.-odparła jakby nigdy nic. 
Myślałam że się przesłyszałam. Nie jem? Chwila... Ale jak to "Nie jem"?!
-Słucham? Taki tu hałas... Nic nie usłyszałam.-skłamałam.
-Nie jem. Dziękuje.-powtórzyła. 
Pitts poparzyła na mnie z miną "Potem Ci powiem". Wolałam więc o nic nie pytać. Mogłoby ją to urazić a przecież nie chce zdobywać wrogów pierwszego dnia szkoły. 
Po lekcjach poszłam z Elise do łazienki szkolnej. Gdy poprawiałyśmy makijaż postanowiłam poruszyć temat nowo poznanej dziewczyny.
-Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Victoria nie je?-zwróciłam się do niej.
-Chcę schudnąć. Od dwóch tygodni głodzi się.-westchnęła. 
-I nie próbowałaś jej od tego odciągnąć?-zdziwiłam się. 
-Próbowałam. Nie słucha mnie. Teraz już na nią tak nie naciskam. Wiesz.. Ona ma trudną sytuacje rodzinną. Jej tata zmarł rok temu. Miał raka. Jej matka się od niej odsunęła. Jedyną osobą która się nią interesuje, prócz mnie i Zayna, jest jej babcia. Nie chce na nią krzyczeć. Zrozum. 
-No dobrze... Wiesz, ja też straciłam mamę. Sama chcę jej pomóc. Ale... Kto to Zayn?
-Jej chłopak. On strasznie się o nią martwi. Często sam robi jej kanapki i wkłada do plecaka ale ona je wyrzuca. Potem kłamię, że je zjada. Dobry z niego chłopak. 
Wyszłyśmy z budynku. Odprowadziłam nową koleżankę na przystanek autobusowy po czym wróciłam pod szkołę. Liam już tam był. 
-Hej, jak pierwszy dzień w szkole?-uśmiechnął się do mnie po czym otworzył drzwi auta. 
-Dobrze. Poznałam dwie fajne dziewczyny. Szkoła też mi się podoba.-zapięłam pasy.-A co w pracy?
-Hm, ok. Smarkacze dały mi w kość ale jak to mówią: Bez pracy nie ma kołaczy.-czy mówiłam już że mój braciszek pracuje w przedszkolu jako wychowawca najmłodszej grupy?
-A mogła bym jutro sama wrócić po szkole? Moja nowa znajoma chce mi pokazać Londyn.
-Myślę, że tak. Ale pogadamy w domu.-odparł z uśmiechem. 
~.~
Miley nałożyła mi na talerz kawałek ryby i kopkę ryżu oraz jakąś surówkę. Powiedziała, że w mojej szkole obiady są dość małe i powinnam zjeść coś w domu. Chyba miała racje, bo czułam się jakbym nie jadła od co najmniej paru tygodni. Nigdy się tak nie czułam. 
Streściłam Mils większość mojego dnia (pominęłam to, że Vicki nic nie je) a ta zaproponowała że pomoże mi przy matematyce. 
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i otworzyłam pamiętnik. Otwarłam go na pierwszej stronie. 

12 marca 2013 rok.
Nienawidzę, nienawidzę i jeszcze raz NIENAWIDZĘ matmy! Nie dość że zostałam zapytana z materiału który przerabialiśmy we wrześniu to jeszcze uznała, że nic nie umiem i kazała przychodzić na zajęcia dodatkowe. CODZIENNIE. Na szczęście Harry wie, jak poprawić mi nastrój-Zabrał mnie do kina na "Spring Breakers". Film był dobry, nie zaprzeczam. Potem byliśmy na pizzy. Yh, i znowu ta myśl, że jestem za gruba.... Tata jest ostatnio jakiś nerwowy. Nie chce mi nic powiedzieć. Gdybym wiedziała, co mu jest starałabym się mu pomóc. Porządkując strych znalazłam album ze zdjęciami. Na wielu z nich jest mama. Była taka ładna... Tata mówi, że mam po niej oczy. Tak bardzo za nią tęsknie. Najbardziej podoba mi się fotografia na której siedzę z rodzicami pod drzewem w parku. Mam na nim może z cztery lata a w rękach ściskam pluszowego misia. Mama ma na sobie ładną, niebieską sukienkę którą często nosiła. Wszyscy się uśmiechamy. 
Liam poznał jakąś dziewczynę na chacie. Ciągle z nią pisze. Praktycznie nie odrywa głowy od telefonu. Trochę mi o niej opowiadał. Ma na imię Maddy i mieszka we Francji. 
Przepraszam, że mój pierwszy wpis jest tak krótki ale muszę brać się za naukę. No to... Żegnam.

Stwierdziłam, że będę czytać po wpisie dziennie. Na dole było przyczepione wspomniane zdjęcie. Nie dziwie się, że mi się podobało. 
-Alex, odpoczęłaś już?-do pokoju weszła Miley.-Możemy się już pouczyć? Za godzinę muszę jechać do siebie.
-Tak.-odpowiedziałam zamykając zeszyt po czym wstałam i wspólnie otworzyłyśmy książki do matmy.
~.~

sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 1

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które
 podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać."
~Antoine de Saint-Exsupery 

Po chwili parę lekarzy badało mnie osłuchiwało, pytało o samopoczucie i tym podobne. Zajęli się też moim bandażem. Po ranie, która podobno powstała podczas wypadku (o którym niestety nic nie wiem), nie było śladu więc nikt nie myślał, by założyć mi nowy opatrunek. Zważyli mnie i stwierdzili, że mam niedowagę. Super!
-Harry tak się ucieszy.-powiedział tata trzymając mnie za rękę gdy zostaliśmy sami.-Siedział tu parę godzin dziennie. Za parę minut powinien być. 
-Harry?-zapytałam lekko zszokowana.-Kim jest Harry? I o co w ogóle w tym wszystkim chodzi?
-Nie pamiętasz go? Musiałaś się bardzo mocno uderzyć w głowę. Harry to Twój najlepszy przyjaciel.-przełknął ślinę i wyciągnął z kieszeni spodni telefon. Grzebał w nim chwilę po czym podłożył mi prawie pod twarz wyświetlacz. Widniało na nim zdjęcie chłopaka mniej więcej w moim wieku.-Przypominasz go sobie?
-Harry... Harry... Styles!-przypomniałam sobie. No tak, pamiętam! Już go pamiętam!
-Tak, słońce, Styles.-mruknął pod nosem.-Przychodził tu od dnia w którym trafiłaś na stół operacyjny. Ostatni raz widziałem go wczoraj wieczorem gdy opuszczał szpital. 
-To bardzo miło z jego strony.-uznałam po chwili.-Tylko proszę, wytłumacz mi, dlaczego jestem w szpitalu. Nie pamiętam nic z dnia, kiedy podobno uległam wypadkowi. O co w tym wszystkim chodzi?
Ojciec westchnął. Siedzieliśmy w ciszy która powoli zaczęła mnie denerwować. Czy on nie chce powiedzieć mi, co się stało? Jeśli tak, to dlaczego? Chciałam już zapytać, czy ma zamiar się odezwać ale usłyszałam delikatnie pukanie do drzwi. Osoba pukając chyba nie czekała na zaproszenie bo po kilki sekundach znalazła się w sali. Był to chłopak ze zdjęcia. Harry Styles. Było o wiele wyższy, niż go zapamiętałam. Czarna koszula, czarne spodnie a na nogach glany. Chyba nie muszę pisać, jakiego koloru? 
-Alex?-zapytał patrząc na mnie.-Panie Collins, czy mam już zwidy? 
Tata zaśmiał się lekko i gestem zaprosił go do nas. Szatyn podsunął sobie krzesło. Chwycił mnie za rękę. Jego dłoń była zimna. Od razu skojarzyła mi się z zamrażarką. Mamy czerwiec, no ludzie! Mimo to, ten gest był bardzo miły. Nie puszczając popatrzył mi w oczy. Uchylił lekko usta jakby chciał coś powiedzieć ale po chwili je zamknął.
-Nie przeszkadzam Wam.-ojciec podniósł się z miejsca i podszedł do drzwi.-Pogadamy później, Alexiu. 
Zostaliśmy sami. On nie puszczał mojej dłoni i w dalszym ciągu wgłębiał się w oczy. Przeszedł po mnie dreszcz. Nie był zbyt przyjemy. Delikatnie wyciągnęłam rękę z jego uścisku i położyłam ją na swoim kolanie. 
-No to... Hej.-szepnęłam. Mimo, że go pamiętałam zdawałam sobie sprawę że mało o nim wiem i to wprowadzało mnie w zakłopotanie. Musiało mu na mnie zależeć, skoro tak często tu przychodził. 
-Alex, jak miło znowu usłyszeć Twój głos. Tak dawno go nie słyszałam, że ledwo pamiętałem, jak jest piękny.-odparł. Mówił w tak cudowny sposób!
-To bardzo kochane.-nie mogłam znaleźć przymiotnika, nie osądzajcie mnie(!).-Ja... Nie wiem od czego zacząć. Tak dawno się nie widzieliśmy...
-Wiem. Niestety. Bardzo mi Cię brakowało. Byłaś strażniczką moich sekretów. Osobą, której mogłem się wygadać. 
-Wybacz Harry, ale ja mało co pamiętam.
-Spokojnie, wszystko sobie przypomnisz.-uśmiechnął się.-Zaraz będę, skoczę do domu po album ze zdjęciami. Mieszkam niedaleko.-wstał i wyszedł z sali. 
Resztę wieczoru spędziliśmy leżą na szpitalnym łóżku oglądając zdjęcia i jedząc sernik, który Styles zdążył przynieść z mieszkania. 
~.~
W szpitalu jestem już miesiąc. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, dlaczego w serialach i filmach tak nienawidzą szpitali. 
Harry, i wiele osób z klasy mnie tu odwiedza. Pielęgniarki mówią, że przed wypadkiem musiałam być bardzo popularną dziewczyną skoro w poczekalni często przebywa ponad trzydzieści ludzi. Wszyscy są dla mnie bardzo mili. Przynoszą mi ciasta, książki i inne tego typu rzeczy. Najwięcej czasu spędzam oczywiście z Harrym. To on najczęściej pożyczał mi lektury. Gdy kończyłam jakąś czytać wspólnie o niej dyskutowaliśmy co było naprawdę wspaniałe. Kiedyś nawet oglądnęliśmy film w szpitalnym telewizorze. Uwielbiam jego towarzystwo. 
Już jutro odłączą mnie od wszystkich szpitalnych urządzeń. Będę mogła chodzić na stołówkę szpitalną a Harry już nie będzie musiał latać z pomidorową po schodach. Jego ubrania przynajmniej nie będą już pomarańczowe. Przez ostatnie 31 dni przytyłam. Lekarze mówią, że to bardzo dobry znak i że niedługo wrócę do poprawnej wagi. To chyba przez te słodycze, które moi znajomi przynosili w ilości hurtowej. Nie będę ukrywać, lubię słodkie. Zwłaszcza truskawki w czekoladzie. Mogła bym je jeść całymi dniami ale to nie byłoby zbyt dobre dla mojego organizmu... 
Bardzo bliska stała mi się też dziewczyna o imieniu Margaret. Była dość puszysta ale mimo to bardzo ładna. Strasznie zazdroszczę jej włosów! Są czarne, mocne i połyskujące. Ludzie bardzo często uprzedzają się co do osób grubszych. Zupełnie tego nie rozumiem! Przed wypadkiem (o którym wiem tyle co nic bo mój ojciec dalej milczy), sama nie byłam zbyt chuda. Miałam wręcz delikatną nadwagę. Na szczęście Margaret jest w związku który trwa całe dwa lata. Widziałam jej chłopaka. Jest przystojny i wygląda na miłego. Kiedyś nawet wspólnie mnie odwiedzili. Wprawdzie mało mówił ale i tak zyskał moją sympatię. 
No ale wracając: Margaret przychodzi do mnie od trzech tygodni. Chodziłyśmy razem do klasy. Podobno lubiłyśmy się, co potwierdził Harry. Parę razy zrobiła mi makijaż który był śliczny. "Maluj się delikatnie. Nie potrzebna Ci tona tapety. Wystarczy trochę tuszu do rzęs i różowa szminka."-mówiła często. Powiedziała mi, że w przyszłości chce być makijażystką. I muszę przyznać, że się do tego nadaje. 
Gdy powiedziałam jej, że nawet nie wiem, dlaczego jestem w szpitalu popatrzyła się na mnie jak na wariatkę. Długo o tym rozmawiałyśmy. Stwierdziła, że muszę poważnie pogadać z tatą. Miała racje. 
Powiedziała mi to dwa dni temu. Uznałam, że dzisiejszy dzień jest odpowiedni. 
Podczas wieczornych odwiedzin ojca poruszyłam ten temat. 
-Tato, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego jestem w szpitalu?
-Alex... To długa historia...-jęknął. 
-Mam czas tato. Wiesz jak idiotycznie się czuję? Siedzę w szpitalu już miesiąc i nie wiem z jakiego powodu. Wyjaśnij mi to, proszę.   
-No dobrze.-westchnął po dość długiej ciszy.-Poszłaś z Harrym na jakieś przyjęcie, chyba urodzinowe. Obiecał, że będzie Cię pilnował. Niestety, zniknęłaś mu z oczu. Szukał Cię cały wieczór. Znalazł pijaną Alex. Chciał zabrać Cię do domu, ale mu odmówiłaś. Prosił, byś z nim poszła ale krzyczałaś i szarpałaś się. Twój mózg nie działał poprawnie. Wyrwałaś się mu i wpadłaś prosto pod samochód. Musiałaś mocno uderzyć głową. Byłaś nieprzytomna. Harry strasznie to przeżywał. Obwiniał się. Byłaś i jesteś jego przyjaciółką. Kocha Cię jak siostrę. Do dziś ma ogromne poczucie winy. Prosił, bym nic Ci nie mówił. Tłumaczyłem mu, że masz prawo wiedzieć ale on sądził, że jak się dowiesz, znienawidzisz go. 
Zapadła cisza. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Tata mocno mnie przytulił po czym powiedział, że musi już iść. Obiecał, że odwiedzi mnie jutro wieczorem, po pracy. Muszę przyznać, że cały czas miałam w głowie jego słowa co poskutkowało tym, że zasnęłam o czwartej nad ranem. 

~.~
Spacerowałam z Harrym i Margaret po szpitalnym ogrodzie. Nie był on zbyt malowniczy ale i tak uważałam go za bardzo przyjemne miejsce. Od dwóch tygodni wychodzę na pole. Wcześniej musiałam siedzieć w szpitalu. Już za dwa tygodnie wrócę do domu. Obecnie jest już końcówka wakacji. 23 sierpnia. Wrócę więc do szkoły w październiku. Od dłuższego czasu przychodzi do mnie guwernantka. Pani Bella jest bardzo miła. Jest  w szpitalu codziennie, o 15:30. Tata zatrudnił ją, bo uznał, że muszę nadrobić zaległości by iść do liceum. Idzie mi bardzo dobrze. Zawsze szybko zapamiętywałam fakty co jest ironią bo straciłam pamięć. Z początku ojciec rozważał, czy nie wysłać mnie do gimnazjum ale gdy moja nauczycielka powiedziała że nie ma takiej potrzeby było wiadomo, że już niedługo będę licealistką. 
Przysiedliśmy na ławce przy betonowych donicach wypełnionych żółto-pomarańczowymi kwiatkami. Margaret wyciągnęła z torebki aparat. Uśmiechnęliśmy się a ona zrobiła nam zdjęcie. 
-Będzie na pamiątkę.-powiedziała.-Ej, Hazz, zrób weź aparat i zrób nam fotkę, ok? Wkleję do albumu. 
-Harry.-poprawił ją po czym sięgnął po sprzęt. Oddalił się parę kroków od ławki po czym krzyknął.-Uśmiech!
Spędziliśmy dość dużo czasu na polu. Lubiłam z nimi wychodzić. Zawsze było zabawnie i do tego powietrze mi się przyda. Dziś słońce grzało i było ciepło. 
-Zaczekajcie, skoczę do szpitalnej stołówki. Poproszę o lody.-Margaret podniosła się z ławki i powędrowała w stronę wejścia do budynku. Harry przysunął się do mnie. Wyciągnęłam z kieszeni krótkich spodenek telefon. 14:38. Niedługo muszę wracać do środka na lekcje. Z tego co pamiętam przerabiamy dziś biologię. Z zamyśleń wyrwała mnie przyjaciółka podkładając mi pod nos plastikową miseczkę z lodami. Gdy zjedliśmy jeszcze chwilę porozmawialiśmy. Przeszyliśmy się po ogrodzie. 
-Muszę wracać do domu.-oznajmiła brunetka spoglądając na wyświetlacz swojej komórki.-Mama do mnie napisała. 
-Ok, leć.-przytuliłam ją.-Ale zadzwoń potem ok?
-Dobra. 17:15 może być?-spakowała do torebki telefon.
-Oczywiście. To pa!-uśmiechnęłam się. 
Wieczorem, gdy skończyłam gadać z Margaret do mojego pokoju wszedł tata. Zdziwiło mnie to, bo normalnie po 18:00 jechał już do domu. Była bardzo poważny co nie było do niego podobne. Jak zawsze usiadł na krześle. 
-Alex, posłuchaj.-szepnął.-Za miesiąc jedziesz do Liama, do Londynu. Zaczniesz się tam uczyć, w dobrym liceum. Będę wysyłał mu pieniądze na twoje potrzeby. Zamieszkasz w jego mieszkaniu. Już z nim rozmawiałem. Książki do szkoły masz już kupione. Nie musisz się niczym martwić. 
Szybko wyszedł i zostawił mnie samą w sali. Czy ja się przesłyszałam? Mówiłam mu tyle razy, że nie mogę się doczekać by wrócić do swojej szkoły a tu co? Super. 

 ~.~
 Stałam spakowana przed szpitalem. Wiedziałam, że nadejdzie dzień w którym go opuszczę, ale nie miałam pojęcia, że nadejdzie wraz z dniem mojej przeprowadzki. W lewej ręce trzymałam czarną walizkę. Druga leżała przy moich butach. Margaret stała przy mnie ze zwieszoną głową. Po jej policzkach spływały łzy. Po moich też. Harrego nie było ale obiecał, że się zjawi. Tata od paru minut rozmawiał z Liamem przez telefon. Nie rozumiem, dlaczego mam się wyprowadzić. Przecież tu mam przyjaciół, szkołę, dom... Tatę. 
-Liam będzie na Ciebie czekał na lotnisku. Weźmie Twoje bagaże więc nie nadźwigasz się.-powiedział ojciec podchodząc do mnie.-Dzwonie po taksówkę. 
-Czy możesz mi wyjaśnić, po co ten cyrk z wyprowadzką?-krzyknęłam.
-Nie chcę, by tu dręczyły Cię wspomnienia z wypadku.-odparł.
-Tato! Czy ty siebie słyszysz?! Margaret i Harry ale...
-Tak będzie lepiej, zrozum to, Alex. 
-Tyle czekałam, byś powiedział mi, o co chodzi z wypadkiem. Powiedz mi chociaż, dlaczego się wyprowadzam. 
-Straciłem pracę. Musiałem sprzedać nasz dom. Teraz mieszkam w małej kawalerce. Nawet nie miała byś gdzie spać.-powiedział i odwrócił się do mnie plecami. Nie zadawałam już żadnych pytań. Bo po co? Miałam się na niego drzeć? To nie była jego wina. Rozumiem go. Tylko w sytuacji krytycznej sprzedał by nasz dom. Dom po mamie. Dom w którym stawiałam pierwsze kroki. 
Taksówka przyjechała szybko. Harry dalej się nie zjawił. Przecież nie mógł nie przyjść! 
Kiedy już wsiadałam do auta zobaczyłam jak biegnie. 
-Poczekaj! Nie jedź!-krzyknął z oddali. 
Tata poprosił kierowce, by jeszcze nie ruszał a ten skinął głową. W zasadzie nie wyglądał, by się gdzieś spieszył. 
Styles podbiegł do mnie i mocno przytulił. Łzy napłynęły mi do oczu. Wtuliłam się niego bardzo mocno. 
-Będzie mi Cię tak bardzo brakować.-wyszeptał nie wypuszczając mnie z objęć. 
-Mi Ciebie też. Obiecuje, że będę do Ciebie dzwonić. Codziennie. 
-Oboje wiemy, że nawet jeśli byś zapomniała, to ja bym zadzwonił. 
-Nie chce wyjeżdżać. 
-Ja też nie chce, żebyś wyjeżdżała. Ale, z tego co mówi twój tata, tak będzie lepiej. Pamiętaj o mnie, proszę. 
-Jak mogłabym Cię zapomnieć? Jesteś moim przyjacielem, Harry.
-Chyba musisz już jechać.-delikatnie mnie puścił.-Mam coś dla Ciebie. 
Podał mi notes z grubą okładką. I kopertę. 
-To twój pamiętnik. Nie czytałem, spokojnie. Zostawiłaś go u mnie dzień przed wypadkiem, w torbie. Chciałem Ci go zwrócić wcześniej ale sama wiesz... To przypomni Ci dużo rzeczy. W kopercie są zdjęcia. Nasze. 
-Dziękuje.-otarłam łzy.
Taksówkarz chyba się niecierpliwił więc jeszcze przytuliłam Margaret i wsiadłam do samochodu. Tata wsiadł ze mną. Machałam im przez szybę. Ona się rozpłakała a on wyglądał, jakby sam miał zamiar to zrobić. 
Lotnisko było bardzo duże. Ludzie pchali się nawzajem i byli bardzo zabiegani. Widocznie nie mogli się doczekać swoich lotów. Ja swojego niekoniecznie. Ojciec niósł jedną z moich walizek. Ja ciągnęłam drugą. 
-Wiesz, że bardzo Cię kocham, prawda?-odezwał się gdy pracownik lotniska oznajmił, że samolot do Londynu będzie startował za pięć minut.
-Tak, tatusiu. Też Cię bardzo kocham.-przytuliłam go. 
-Moja córeczka.-westchnął troskliwie.-Nie masz mi tego za złe?
-Nie. To nie Twoja wina. Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Liam jest dorosły. Dobrze się mną zaopiekuję. 
-Nie wątpię.-uśmiechnął się lekko.
-Będę tęsknić.-odwzajemniłam uśmiech.
-Ja za Tobą też. Dzwoń do mnie codziennie. Albo nie... Ja będę dzwonił. 
Samolot wylądował. Wsiadłam do niego machając do taty. Zajęłam miejsce na końcu samolotu. Po paru minutach wzbił się do lotu. 
~.~ 
 

niedziela, 25 stycznia 2015

Prolog

"Ludzie to więcej niż emocje
.Mają myśli i powody,by postępować tak,jak postępują."
~Veronica Rossi "Przez Burze Ognia"
Delikatnie otworzyłam oczy. Usiadłam na łóżku i momentalnie chwyciłam się za głowę. Bolała. Bolała cholernie. "Gdzie ja jestem?" pomyślałam. Chciałam wstać ale coś mi nie pozwoliło. Byłam podpięta do kroplówki. Dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w szpitalu, w białej sali. Ostrożnie zsunęłam z siebie białą kołdrę, właściwie wszystko było tu białe, i dokładniej przyjrzałam się pomieszczeniu. Naprzeciwko łóżka wisiało lusterko. Jego kształt przypominał jajko a ramka, jak podejrzewam, była biała ale jakimś cudem lekko zszarzała. Na głowie miałam bandaż. Na prawej ręce też widniał opatrunek. Jakim cudem się tu znalazłam? Co się ze mną stało? Miałam tyle pytań na które nie znałam odpowiedzi. Na stoliczku, który znajdował się bardzo blisko łóżka stał mały, biurowy kalendarzyk. 10 czerwca 2014 rok. Siedziałam tu cały rok. Nieprzytomna. Super! 
Kompletnie nic nie pamiętam. No... Nie do końca nic. Wiem jak mam na imię, nazwisko i od jakiejś minuty wiem, że mam szesnaście lat. Tak strasznie czekałam, na szesnaste urodziny, a z tego co widzę spędziłam je w szpitalu. Obok kalendarza leżał różowy notesik. Cały pusty. Przy nim jakieś zapiski na osobnych kartkach oraz długopis. Ostrożnie, by nie zniszczyć szpitalnego sprzętu usiadłam po turecku i otworzyłam go na pierwszej stronie. Postanowiłam, że muszę sobie wszystko przypomnieć. Pstryknęłam więc długopisem i zaczęłam pisać.

Nazywam się Alexandra Waters. Mam 16 lat, jak się przed chwilą dowiedziałam. 
Wychowuje mnie ojciec gdyż mama zginęła w wypadku. Mam starszego brata, Liama.
Z tego co pamiętam lubię czytać książki, (Cholera, chętnie bym teraz jakąś poczytała)
oglądać filmy i grać na gitarze. Od urodzenia mieszam w Los Angeles. 
Obecnie znajduję się w szpitalu. Nie mam pojęcia z jakiego powodu. 
Wiem, że chodziłam do publicznego gimnazjum w którym było mi właściwie dobrze. 
 Miałam przyjaciół i
Oderwałam długopis od kartki gdyż drzwi się otworzyły. Do środka wszedł wysoki mężczyzna. Wyglądał na czterdzieści lat i zdawało mi się, że gdzieś go już widziałam. 
-Tata?-zapytałam niewyraźnie. 
On spojrzał na mnie a łzy zaczęły spływać po jego policzkach. 
-Córeczko!-wyjąkał po czym usiadł na łóżku obok mnie i delikatnie mnie przytulił. 
~.~