niedziela, 8 lutego 2015

Rozdział 2

"Wszyscy rodzimy się wariatami. 
Niektórzy pozostają już nimi."
~Samuel Buckett "Czekając na Godota"
 Lot do przyjemnych nie należał. Turbulencje, zapach fistaszków i jeszcze ten sztuczny głos stewardessy. Gdy wylądowaliśmy byłam bardzo szczęśliwa. Pierwszy raz cieszyłam się, że będę w Londynie. 
Zabrałam bagaże i zaczęłam szukać wzrokiem brata. Stał przy czarnym samochodzie. Patrzył w ekran komórki. Postanowiłam że do niego podejdę. Sama się sobie dziwie że go rozpoznałam. Z drugiej strony to mój brat więc to chyba normalne... No nie ważne. Gdy byłam parę kroków od niego podniósł oczy znad telefonu. Uśmiechnął się szeroko. Podszedł bliżej i mocno mnie przytulił. 
-Alex, tak dawno się nie widzieliśmy.-bardzo mocno mnie przytulił. 
-Dusisz...-wyszeptałam. Serio, czułam się jakbym była ściśnięta przez dwie betonowe ściany. 
-Wybacz.-podrapał się w tył głowy.-Daj, wezmę twoje walizki. 
Gdy mój bagaż, i my, byliśmy już w aucie, Liam ruszył. Londyn jest wspanialszy niż myślałam. Big ben zapiera dech w piersiach! Jazda była przyjemna mimo, że jechaliśmy w ciszy. Mój brat chyba zapomniał włączyć radio... 
Stanęliśmy przed ładną, kremową kamienicą. Gdy byliśmy w środku Liam szedł przede mną dalej trzymając mój bagaż. Dojście do jego mieszkania zajęło nam dość dużo czasu gdyż było na przedostatnim piętrze. Już na progu poczułam piękny zapach, przypominający pieczonego kurczaka. Było to bardzo dziwne gdyż Liam nigdy nie miał talentu do gotowania. 
-Jesteśmy, kochanie!-krzyknął szatyn odwieszając płaszcz na wieszak. Mi też pomógł ze ściągnięciem mojego. 
Kochanie? To on nie mieszka sam? Super, będę przeszkadzać jemu i jego dziewczynie. Już gdy brat prowadził mnie do kuchni czułam się niechciana. 
-To jest Miley.-Liam wskazał na ładną szatynkę myjącą w zlewie talerze.-Moja dziewczyna. 
-O cześć, Złociutka!-dziewczyna oderwała się od pracy i ucałowała mnie w oba policzki.-Już nie mogłam się doczekać, by poznać siostrę Liamka. 
-Dzień dobry.-wydukałam nieśmiało.-Jak tu pięknie pachnie...
-Miło, że zauważyłaś.-uśmiechnęła się.-Robię nadziewanego kurczaka. Mam nadzieje, że lubisz. Pewnie jesteś głodna po podróży. Mięso będzie dopiero za godzinkę więc teraz naleje Ci zupy jarzynowej, dobrze? 
Pokiwałam twierdząco głową. Miley powiedział, bym usiała przy stolę. Podała mi łyżkę a po chwili talerz zupy. Wysłała Liama na zakupy a sama zaczęła krzątać się po kuchni. Już ją polubiłam. 
-Jak minął Ci lot, kochana?-zapytała gdy byłam w trakcie jedzenia.-Ja osobiście samolotów nie lubię, śmierdzi tam orzechami. Mam na nie uczulenie.-uczulenie na orzechy, ma u mnie kolejnego plusa. 
-To tak jak ja.-odłożyłam na chwilkę łyżkę.-Lot nie był zbyt przyjemny, jeśli mam być szczera.
-Rozumiem. Wiem, jakim problemem była dla Ciebie zmiana miejsca zamieszkania. Ja też przez to przechodziłam.-westchnęła.-O, już zjadałaś! Musiałaś być bardzo głodna. Ale to dobrze. Smakowało Ci?
-Tak, było pyszne.-wyciągnęła rękę, więc podałam jej pusty talerz który szybko chwyciła.-Pani tu mieszka?
-Słoneczko, nie zwracaj się do mnie "pani", bardzo Cię proszę. Wole Miley albo Mils. Nie, nie mieszkam tu. Mimo to, spędzam tu wiele czasu. Gdy by nie ja Twój brat żywił by się zupkami chińskimi. 
-Wiem, misiu i bardzo Ci za to dziękuje.-zaśmiał się Liam który właśnie wrócił z zakupów. 
Spędziłam bardzo miłe po południe. Było bardzo rodzinnie. Miley jest dla mnie bardzo miła i opowiada prześmieszne żarty i historię których z chęcią słuchałam. A jak dobrze gotuje! Z bratem też się dobrze dogaduję. Jest taki, jakiego go zapamiętałam: miły, zabawny i sympatyczny. Gdy odchodziliśmy od stołu była osiemnasta. Liam zaproponował byśmy we trójkę oglądnęli film. Mils od razu się zgodziła. Ja powiedziałam, że najpierw się wykąpie i rozpakuje a potem do nich dołączę. 
Wspólnie pokazali mi, gdzie jest łazienka. Zabrałam piżamę i poszłam się wykąpać. Otworzyłam białe, drewniane drzwi. Weszłam do środka i rozejrzałam się po pomieszczeniu . Było bardzo ładne. Czuję tu kobiecą rękę Miley. Ściągnęłam spodnie i t-shirt oraz skarpetki. Następnie zdjęłam bieliznę i wskoczyłam do wanny. Nalałam do niej płynu który wcześniej pokazał mi brat i oznajmił, że jest on do mojej dyspozycji. Miał intensywny, kwiatowy zapach który mi się spodobał. Kąpiel nie zajęła mi więcej niż dwadzieścia minut. Wytarłam się ręcznikiem i włożyłam na siebie przylegające do ciała  spodnie z dresowego materiału i niebieską bluzkę na ramiączkach. Szczoteczkę i pastę miałam już kupioną w New Yorku. Umyłam więc twarz i uczesałam włosy. Dopilnowałam, by wszystko wyglądało tak, jakby mnie tu nie było i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Miley chyba też szła załatwić wieczorną toaletę bo mijając mnie w korytarzu trzymała ręcznik. Chyba zauważyła, że jestem trochę zdezorientowana więc pokazała mi mój pokój a sama poszła do łazienki. Na komodzie leżały już moje książki do szkoły oraz czarny piórnik i biała torba na przybory. Trochę się rozpakowałam. Pamiętnik, który cały lot leżał w walizce schowałam pod poduszkę i uznałam, że poczytam go przed spaniem. Wyszłam z pokoju i usadowiłam się na kanapie. Liam prażył popcorn a mały, szary kotek o puszystym futerku wyskoczył na moje kolana. Nie wiedziałam, że mają jakiekolwiek zwierze ale koty bardzo lubię. 
-To Blue-wyjaśnił mój brat stawiając miskę z prażoną kukurydzą na stoliczku, przed kanapą. Imię futrzaka pochodzi chyba od jego dużych, niebieskich oczu.-Ma rok. Dostałem go od znajomego którego kotka się okociła. Jakieś dwa miesiące temu. Kochany, prawda?
-Tak, jest uroczy.-podrapałam kotka za uszami.-Już go lubię. 
Liam usiadł obok mnie i delikatnie przejechał dłonią po grzbiecie kota a ten zamruczał i zmrużył oczy. Mils, ubrana w bardzo ładną koszule nocną również zasiadła obok mnie opierając się o bok kanapy. Pachniała jabłkiem, osobiście uwielbiam ten zapach. Szatynka wzięła do ręki garść popcornu i wpakowała ją sobie do ust. Za pomocą pilota uruchomiła telewizor. Na ekranie pojawiły się napisy początkowe. 
~.~
Zostałam obudzona przez Liama około ósmej. O dziwo, nie byłam w swoim łóżku a na kanapie. Widocznie zasnęłam podczas oglądania. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się.  Przed lustrem, które wisiało w moim pokoju wykonałam nieco mocniejszy makijaż niż radziła mi Margaret. No cóż, wole nieco mocniej podkreślać oczy. Nie, nie pomalowałam się wyzywająco. Nie lubię mocnego makijażu. Z resztą do szkoły chyba nie wypada, zwłaszcza w pierwszy dzień. "Mocniejszy makijaż" polegał na nałożeniu innego, mocniejszego tuszu, to wszystko.Ubrana i umalowana zasiadłam przy stolę i zjadałam tosty z białym serkiem. Liam zrobił mi też nie za mocną kawę. Po posiłku szybko spakowałam plecak. Pierwszą lekcją był W-F. Z walizki (muszę w końcu wszystko wypakować) wyciągnęłam czarne getry i białą bluzkę z jakimś napisem. Złożyłam wszystko w kostkę i ułożyłam na dnie plecaka. W pośpiechu umyłam zęby (nie chce się spóźnić) i ubrałam płaszczyk. Szatyn czekał już na mnie przy drzwiach. Zeszliśmy po schodach i pojechaliśmy pod szkołę autem. Troszkę padało ale jakoś nie zwracałam uwagi na pogodę. 
-Baw się dobrze.-powiedział gdy wysiadałam z samochodu.
-Dziękuje. Widzimy się o 14:00.-uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek. Odjechał. 
Przyjrzałam się dokładnie nowej szkole. Budynek był ładny, schludny. Otworzyłam przeźroczyste drzwi i weszłam do środka. Korytarz też prezentował się nieźle. Na parterze widniał plan szkoły. Gdy by nie on zapewne błądziła bym po placówce łudząc się, że sala gimnastyczna znajdzie mnie sama. 
Z dotarciem nie było większego problemu. Niestety, spóźniłam się. Szybko przebrałam się w szatni i weszłam na sale, gdzie nauczycielka czytała obecność. Ustawiłam się przy jakiejś brunetce.
-Pitts!-ryknęła wuefistka. 
-Obecna!-pisnęła dziewczyna przy której stałam.
Po przeczytaniu całej listy przyjrzała się mi mrużąc oczy.
-Ty jesteś ta nowa...?-spojrzała na kartkę papieru na której miała (najprawdopodobniej) wypisane imiona i nazwiska uczniów.-Alexandra Collins, tak?
-Tak.-pokiwałam twierdząco głową. 
-Kazałabym powiedzieć Ci coś o sobie ale to nie jest godzina wychowawcza.-burknęła.-Elise, będziesz w parze z nową koleżanką. A ty-wskazała na mnie-Zwiąż włosy gumką. 
Gumką? No extra, Alex. Już chcesz sobie załatwić nieprzygotowanie pierwszego dnia? Jeśli tak, to Ci się udało. 
-Proszę.-szturchnęła mnie brunetka.-Mam dziś dwie. 
-Dziękuje, to bardzo miłe.-uśmiechnęłam się wiążąc włosy frotką, otrzymaną od nowej znajomej. 
Elise bardzo mało mówiła. Mimo to, jej towarzystwo sprawiało mi przyjemność. Matko, ile w tym Londynie przyjaznych ludzi! Wydawała mi się cichą osobą ale na przerwie, moje założenia się nie sprawdził.
-Przyjechałaś z New Yorku, tak? Jak tam jest? Zawsze chciałam tam pojechać! Opowiedz, proszę.-mówiła prowadząc mnie przez korytarz, do sali w której mieliśmy mieć matematykę. 
-Em, no chyba fajnie. Z tego co pamiętam...-wymamrotałam. 
-Jak to? Przecież tam mieszkałaś! Jak można nie wiedzieć, jak jest w mieście, w którym mieszka się od urodzenia?-zdziwiła się. 
W odpowiedzi opowiedziałam jej o wypadku, Harrym, Margaret i przykrej sytuacji rodzinnej. Po wysłuchaniu mnie spojrzała na mnie, jakbym przed chwilką oznajmiła jej, że urodziła mnie syrenka. 
-Jeju, jak ty dużo przeszłaś!-westchnęła z zachwytem.-No ale... Londyn Ci się spodoba! Mówię Ci, widziałaś już Big Bena? 
-Nie, przyjechałam wczoraj.
-To może, jutro po lekcjach razem się wybierzemy. W ogóle, pokaże Ci Londyn!
-To dobry pomysł, uzgodnię to z bratem. 
-Usiądziemy razem?-zapytała gdy rozległ się dzwonek na lekcje.
-Jasne.-uśmiechnęłam sie. 
Weszłyśmy razem do klasy i zajęłyśmy miejsca na samym końcu. Nauczycielka była wysoką, niezwykle chudą osobą o prawie białej skórze. Miała piegi i niewielkie zielone oczy. 
-Dzień dobry.-powiedziała chłodno.-Jak widzicie, macie nową koleżankę. Alexandro, chodź tu i powiedz coś o sobie. 
Wstałam z miejsca i podeszłam do tablicy. Właściwie nie wiedziałam, co powiedzieć więc gadałam to, co mi ślina na język przyniosła:
-Mam na imię Alexandra, ale wolę, gdy mówi się do mnie Alex. Pochodzę z New Yorku. W Londynie jestem dopiero od wczoraj. Lubię czytać. 
-Dobrze. Możesz usiąść.-skinęła głową a ja usiadłam.-Alexandra miała wypadek. Rok temu straciła przytomność i parę miesięcy temu odzyskała przytomność. Więc bądźcie dla niej wyrozumiali. 
Super! Teraz będę traktowana jak kaleka. Dziękuje, proszę pani. 
Lekcja się zaczęła. Właściwie próbowałam się skupić, ale jakoś mi to nie wychodziło. Powodem był chłopak który co chwilkę się na mnie patrzył. Gdy tylko ja spojrzałam na niego automatycznie odwracał wzrok. 
-Elise.-szturchnęłam dziewczynę w bok.-Kto to?-pokazałam jej szatyna. 
-To Louis. Znam go od podstawówki, to miły chłopak. A dlaczego pytasz?-szepnęła. 
-Mam wrażenie, że cały czas się na mnie patrzy...
Już chciała mi odpowiedzieć ale matematyczka zwróciła nam uwagę prosząc, byśmy nie rozmawiały.  
Na przerwie obiadowej poszłyśmy na stołówkę. Liam mówił, że mam już opłacone obiady. Kucharki nałożyły nam jakąś sałatkę. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików. 
-Hej, Elisiu!-krzyknęła pewna blondynka i przysiadła się do nas.-O, widzę że masz nową koleżankę. 
-Cześć, Vicki. To jest Alex. Przyjechała z New Yorku.-przedstawiła mnie.
-No to witamy w naszej szkole.-dziewczyna podała mi rękę którą uścisnęłam.    
Ja i Elise jadłyśmy ale Victoria niczego nie tchnęła. Bardzo mnie to zdziwiło. Pomyślałam, że może jada obiady w domu. 
-Może chcesz trochę sałatki?-zapytałam nieśmiało. 
-Nie jem. Ale dzięki.-odparła jakby nigdy nic. 
Myślałam że się przesłyszałam. Nie jem? Chwila... Ale jak to "Nie jem"?!
-Słucham? Taki tu hałas... Nic nie usłyszałam.-skłamałam.
-Nie jem. Dziękuje.-powtórzyła. 
Pitts poparzyła na mnie z miną "Potem Ci powiem". Wolałam więc o nic nie pytać. Mogłoby ją to urazić a przecież nie chce zdobywać wrogów pierwszego dnia szkoły. 
Po lekcjach poszłam z Elise do łazienki szkolnej. Gdy poprawiałyśmy makijaż postanowiłam poruszyć temat nowo poznanej dziewczyny.
-Możesz mi wyjaśnić, dlaczego Victoria nie je?-zwróciłam się do niej.
-Chcę schudnąć. Od dwóch tygodni głodzi się.-westchnęła. 
-I nie próbowałaś jej od tego odciągnąć?-zdziwiłam się. 
-Próbowałam. Nie słucha mnie. Teraz już na nią tak nie naciskam. Wiesz.. Ona ma trudną sytuacje rodzinną. Jej tata zmarł rok temu. Miał raka. Jej matka się od niej odsunęła. Jedyną osobą która się nią interesuje, prócz mnie i Zayna, jest jej babcia. Nie chce na nią krzyczeć. Zrozum. 
-No dobrze... Wiesz, ja też straciłam mamę. Sama chcę jej pomóc. Ale... Kto to Zayn?
-Jej chłopak. On strasznie się o nią martwi. Często sam robi jej kanapki i wkłada do plecaka ale ona je wyrzuca. Potem kłamię, że je zjada. Dobry z niego chłopak. 
Wyszłyśmy z budynku. Odprowadziłam nową koleżankę na przystanek autobusowy po czym wróciłam pod szkołę. Liam już tam był. 
-Hej, jak pierwszy dzień w szkole?-uśmiechnął się do mnie po czym otworzył drzwi auta. 
-Dobrze. Poznałam dwie fajne dziewczyny. Szkoła też mi się podoba.-zapięłam pasy.-A co w pracy?
-Hm, ok. Smarkacze dały mi w kość ale jak to mówią: Bez pracy nie ma kołaczy.-czy mówiłam już że mój braciszek pracuje w przedszkolu jako wychowawca najmłodszej grupy?
-A mogła bym jutro sama wrócić po szkole? Moja nowa znajoma chce mi pokazać Londyn.
-Myślę, że tak. Ale pogadamy w domu.-odparł z uśmiechem. 
~.~
Miley nałożyła mi na talerz kawałek ryby i kopkę ryżu oraz jakąś surówkę. Powiedziała, że w mojej szkole obiady są dość małe i powinnam zjeść coś w domu. Chyba miała racje, bo czułam się jakbym nie jadła od co najmniej paru tygodni. Nigdy się tak nie czułam. 
Streściłam Mils większość mojego dnia (pominęłam to, że Vicki nic nie je) a ta zaproponowała że pomoże mi przy matematyce. 
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i otworzyłam pamiętnik. Otwarłam go na pierwszej stronie. 

12 marca 2013 rok.
Nienawidzę, nienawidzę i jeszcze raz NIENAWIDZĘ matmy! Nie dość że zostałam zapytana z materiału który przerabialiśmy we wrześniu to jeszcze uznała, że nic nie umiem i kazała przychodzić na zajęcia dodatkowe. CODZIENNIE. Na szczęście Harry wie, jak poprawić mi nastrój-Zabrał mnie do kina na "Spring Breakers". Film był dobry, nie zaprzeczam. Potem byliśmy na pizzy. Yh, i znowu ta myśl, że jestem za gruba.... Tata jest ostatnio jakiś nerwowy. Nie chce mi nic powiedzieć. Gdybym wiedziała, co mu jest starałabym się mu pomóc. Porządkując strych znalazłam album ze zdjęciami. Na wielu z nich jest mama. Była taka ładna... Tata mówi, że mam po niej oczy. Tak bardzo za nią tęsknie. Najbardziej podoba mi się fotografia na której siedzę z rodzicami pod drzewem w parku. Mam na nim może z cztery lata a w rękach ściskam pluszowego misia. Mama ma na sobie ładną, niebieską sukienkę którą często nosiła. Wszyscy się uśmiechamy. 
Liam poznał jakąś dziewczynę na chacie. Ciągle z nią pisze. Praktycznie nie odrywa głowy od telefonu. Trochę mi o niej opowiadał. Ma na imię Maddy i mieszka we Francji. 
Przepraszam, że mój pierwszy wpis jest tak krótki ale muszę brać się za naukę. No to... Żegnam.

Stwierdziłam, że będę czytać po wpisie dziennie. Na dole było przyczepione wspomniane zdjęcie. Nie dziwie się, że mi się podobało. 
-Alex, odpoczęłaś już?-do pokoju weszła Miley.-Możemy się już pouczyć? Za godzinę muszę jechać do siebie.
-Tak.-odpowiedziałam zamykając zeszyt po czym wstałam i wspólnie otworzyłyśmy książki do matmy.
~.~

5 komentarzy:

  1. Boski rozdział <3
    To takie urocze w jaki sposób Liam traktuje Miley ♥
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Osz ty zuy dziadzie jeden ;_;
    Jak mogłaś dziadzie
    Jesteś okropna
    Dziadzie
    O Vicki sobie pogadamy ;_;
    Ale fajny rozdział
    Dziadzie

    OdpowiedzUsuń
  3. Gadam jak najebana
    ....
    To cała ja
    ...
    Więc no oki
    Vicky - dlaczego Wikto chcesz o niej gadać?
    Czego się spodziewałaś?
    A KIEDY MOJ NIAL
    Wiesz, on nie jest w moim guscie
    Ale chce miec chociaz w ff chlopaka
    Pisz
    Dziadzie (wtf)

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu wróciłam ;** Szukałam twojego bloga chyba z 2 tygodnie!! W końcu ;* Ląduję w obs i nadrabiam ;*** Do trójeczki iwybacz za nieobecnści ;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwaga... to WCIĄGA!
    Haha i nie ma to jak poczuć jedność z bohaterami literackimi: też NIENAWIDZĘ MATMY!

    OdpowiedzUsuń